„Z Ameryki do Polski”. Almę Kadragic wspominają Wiesław Uziębło, Piotr Czarnowski, Waldemar Rydzak, Luiza Jurgiel-Żyła

„Z Ameryki do Polski”. Almę Kadragic wspominają Wiesław Uziębło, Piotr Czarnowski, Waldemar Rydzak, Luiza Jurgiel-Żyła

Alma Kadragic. To Osoba, której, w opinii wielu PR-owców, życiorys jest gotowym scenariuszem na film o PR w Polsce. Baczna obserwatorka życia społecznego, politycznego Polski na przełomie dziejowych zmian. Z unikatowym talentem zjednywania napotkanych na swojej drodze ludzi. Wymagająca i serdeczna jednocześnie. Zasłużona nie tylko dla polskiej branży PR i PSPR, dzisiaj 30-letniej już organizacji. Odznaczona Krzyżem Oficerskim także za zasługi i całokształt pracy dziennikarskiej w latach 80. Oto "wkład" do scenariusza, w kilku wspomnieniach osób, w życiu których pojawiła się Alma.

 

Wiesław Uziębło: Z Ameryki do Polski

To już  trzecie pokolenie piarowców i piarowczyń, które bezpośrednio lub pośrednio, świadomie czy nie, sięga do źródeł polskiego piaru, czyli do pracy u podstawy.
A ogromny wkład pracy w budowaniu tych podstaw wniosła  Alma.
Jej główne dzieła to założenie Polskiego Stowarzyszenia Public Relations,  Kongres Założycielski PSPR  czy wreszcie zbudowanie społeczności środowiska, które rosło z miesiąca na miesiąc. Zaczęliśmy organizować cykliczne spotkania, seminaria czy imprezy integracyjne. Było też tłumne "spotkanie dziekanów", na którym postawiliśmy pierwsze kroki edukacyjne na UW i SGH.

Na takim fundamencie współtworzonym przez Almę, naszą liderkę i jej pierwszych towarzyszy/ towarzyszek broni udało się sporo zwojować.
Oto oni: Piotr Czarnowski (jak wtedy i zawsze first i the best), Grażyna Goslings (najdłużej pracująca w jednej firmie - Commercial Union), Bożena Andrzejczak (nr 1 w eventach),  Zbyszek Lazar (ze swoim australijskim piarowskim bagażem, z którym chętnie się dzielił) czy piszący te słowa Wiesław Uziębło (Duńczyk, wychowany przez duński piar) oraz wielu innych, którzy/których nazwiska zatarły się w mojej pamięci. Gdyby uzupełnić ten szkic konkretnymi mi nazwiskami osób, datami, miejscami, pominiętymi tu wątkami i wspomnieniami tych, którzy zetknęli się z Almą, byłby to niezły materiał na filmowy dokument o Almie i narodzinach naszej piarowej branży i społeczności( np. "Z Ameryki do Polski).

Cześć Jej Pamięci!

Wiesław Uziębło

 

Piotr Czarnowski: Fiends? Friends, as always

Nie pamiętam, kiedy spotkaliśmy się pierwszy raz, ale musiało to być na samym początku, w 1990 r. Nie było to trudne, bo PR zajmowaliśmy się wówczas tylko my dwoje a teren, po którym można się było poruszać był niewielki. Dla mnie Alma po prostu była od zawsze.

Alcat był drugą agencją w Polsce, założoną zaledwie kilka miesięcy po FIRST PR. Alcat był świetną szkołą PR a Alma znakomitą choć twardą nauczycielką, z tej agencji wyszło wielu bardzo dobrych, profesjonalnych komunikatorów, część z nich jest w zawodzie do dziś. To była agencja nie tylko profesjonalna, ale i etyczna, Alma przywiązywała bardzo dużą wagę do tego. Kiedyś zdarzyło się nam pracować dla konkurujących ze sobą koncernów i Alma zawiesiła na ten czas nasze spotkania, żeby nie było pokus. Poza tym mieliśmy bardzo częsty kontakt i rozmawialiśmy o bieżących sprawach rynku i obu agencji. Wielka globalna firma zaprosiła mnie kiedyś do współpracy i od razu zamówiła strategię na kolejny rok – a jak dostała to przestała odpowiadać na telefony. Ale po roku strategia im się skończyła i powtórzyli manewr: daj darmo strategię a umowa później. Powiedziałem o tym Almie a ona na to, że ta sama firma wycięła jej ten sam numer. Więc kiedy kolejny raz próbowali, w porozumieniu z Almą spokojnie zignorowałem, mając pewność, że ona też tak zrobi i nie spróbuje przejąć potencjalnego klienta. Innym razem osobno dostaliśmy do recenzji tą samą książkę o PR, była beznadziejna do tego stopnia, że nie dawała się czytać. Okazało się, że Alma ma identyczną opinię – i z tego powodu jako przeciwwaga powstała nasza wspólna publikacja. Ja bym nie napisał mojej części, gdyby nie Alma, która potrafiła postawić sprawę w ten sposób, że nie było wyjścia. Miała przy tym autoironiczne poczucie humoru, które pozwalało jej pozytywnie motywować ludzi.

Pomysł na PSPR Alma miała od początku, i to skrystalizowany, z najlepszymi wzorcami zachodnimi. Chciała organizacji, która zjednoczy wszystkich PR-owców, będzie wzorem postępowania, punktem odniesienia i jednocześnie dobrą szkołą na rodzącym się dopiero w Polsce rynku. Czasy były jednak takie, że trzeba było poczekać kilka lat zanim rejestracja stowarzyszenia była możliwa. Wtedy polscy urzędnicy odrzucali wszystko, co było związane z PR, „bo PR nie istnieje” i tylko upór Almy doprowadził do zgody sądu rejestrowego. Wprawdzie spotkałem później dziesiątki ludzi, którzy opowiadali jak oni tworzyli PSPR, ale byłem przy tym i wiem, że niemal wszystko zrobiła Alma, od pomysłu, przez rejestrację aż do rozbudowy, ona też poniosła większość kosztów. W PSPR bardzo dbała o dwie sprawy: o etykę i o to, żeby PR nie mieszano z marketingiem. Była w tym bardzo stanowcza, jakby przewidując to, co miało stać się niedługo z polskim PR.

Myślę, że Alma kochała Polskę jak drugą ojczyznę i to także dawało jej silną motywację, żeby robić więcej niż tylko prowadzenie agencji. Była bardzo dumna, kiedy dostała Order Zasługi Rzeczpospolitej Polskiej, zaprosiła mnie na uroczystość wręczenia w Pałacu Prezydenckim, na którą musiałem na jej żądanie przypiąć mój order, a później, ilekroć spotykaliśmy się na ważnych wydarzeniach polskich lub amerykańskich, zawsze miała swój order w klapie.

Klika lat przed wyjazdem z Polski zaproponowała mi połączenie naszych agencji. Alma miała trudne życie i to ją bardzo zahartowało, była twarda i zawsze osiągała to, co chciała, ja zawsze byłem bardziej negocjacyjny i wiedziałem, że mimo, że myślimy bardzo podobnie, to nie będziemy potrafili wspólnie prowadzić biznesu. Odmówiłem więc tak delikatnie jak tylko mogłem, ale Alma i tak się obraziła i przestała się do mnie odzywać. Po kilku miesiącach zadzwoniła i zapytała tylko: friends? Friends, as always – odpowiedziałem i znowu wszystko było jak zawsze. Alma była fantastyczną partnerką do rozmowy nie tylko o PR, ale na każdy temat, miała ogromne doświadczenie i nie jedno przeżyła. Nie zaprzyjaźniała się łatwo, musiała się przekonać i zaufać, ale kiedy już do tego doszło to była niezawodnym przyjacielem.

Piotr Czarnowski, Prezes First PR

 

Waldemar Rydzak: Wsłuchana w otoczenie

Na postrzeganie osób składają się różne drobiazgi. Alma w  mojej pamięci zapisała się jako osoba, która przy pierwszym kontakcie sprawiała wrażenie "surowej nauczycielki". Zapamiętałem jej charakterystyczny wyraz twarzy pojawiający się w chwilach skupienia lub w momencie, kiedy przekazywała swoje uwagi współpracownikom. Zapamiętałem Almę skupioną, wsłuchaną w otoczenie, wymagającą dużo od siebie i innych. To była "Alma-Mentor/ Alma-Nauczyciel". W kolejnych latach, 1995/96, działając już na własny rachunek poznałem drugą Almę. Almę doceniającą posiadane umiejętności, Almę cały czas wymagającą, ale jednocześnie częściej uśmiechającą się, otwartą na dialog i dyskusję. To czas otwierania nowych linii montażowych GM, spotkań założycielskich PSPR, pisania pierwszego kodeksu etyki dla branży i naszych wspólnych prób zakładania oddziałów oraz nawiązywania współpracy z GPRD. To także okres pierwszego newslettera rozsyłanego faksem, a przygotowywanego przez zespół Almy dla praktyków public relations. Alma odeszła, ale jej wkład w rozwój branży i PSPR pozostanie z nami. 

dr hab. Waldemar Rydzak, Prezes Zarządu, Prelite Public Relations

 

Luiza Jurgiel -Żyła: Rozmowy, które zmieniają perspektywę

Poznałam Almę spisując historię PSPR jeszcze w czasach, gdy byłam asystentką zarządu i pisałam licencjat o komunikacji wewnętrznej Stowarzyszenia. Przez kilkanaście lat naszej znajomości nigdy niczego nam nie odmówiła, a próśb na rzecz PSPR mieliśmy wiele. Alma jest dla mnie uosobieniem tzw. "can-do attitude" pod każdym względem - nie było dla niej rzeczy niemożliwych. Pamiętam jedną kolację z zarządem PSPR i gośćmi, na której zadała mi pytanie, co mi w tym obrazku nie pasuje. Wszystko wyglądało pięknie - roześmiani goście, pyszne jedzenie...

Zwróciła mi jednak uwagę, że liczba kobiet przy stole, czy w panelu dyskusyjnym, w którym miała wziąć udział na drugi dzień, cały czas jest tak samo mała, jak wtedy, gdy wyprowadzała się z Polski. Miałam wtedy dwadzieścia kilka lat i była to jedna z tych rozmów, które zmieniają perspektywę. Przede wszystkim jednak jestem jej ogromnie wdzięczna za włożony trud i determinację do tego, żeby w Polsce, której odrodzenie obserwowała, public relations miało silny kręgosłup moralny. Dzięki Almie profesjonaliści zyskali także miejsce do transferu wiedzy i doświadczenia. Jej dziedzictwo przetrwa i to jest nasza odpowiedzialność.

Luiza Jurgiel-Żyła, Członkini honorowa PSPR

 

drukuj